Piotr Iwicki - Era Jazzu: gramy już 25 lat - Jazz Forum 2023 - Era Jazzu (2024)

Na wstępie pozwól, że złożę Tobie gratulacje za wytrwałość, pasję i determinację. Co tu ukrywać 25 lat Ery Jazzu to ćwierćwiecze opisane wspaniałymi koncertami, ale i zapewne gąszczem siwych włosów jako efektem niełatwej walki na ugorze show biznesu.

To jest trudna dyscyplina, bo z jednej strony ogromna pasja, desperacja, stres i poświecenie, ale z drugiej strony twarde rygory biznesu. Kiedy powstawała Era Jazzu wydawało mi się, że wystarczy pasja i zachwyt dla muzyki, ale życie natychmiast skorygowało „zasady lekkoducha”. Kiedy przyszły pierwsze faktury, dodatkowe i nieprzewidziane koszty zrozumiałem, że muszę oddzielić, to co dyktuje artystyczne serce, a co podpowiada rozum racjonalnego Poznaniaka. Po trzecim koncercie Ery Jazzu, pierwszym w Polsce koncercie The Kronos Quartet , kupiłem kalkulator i kolejne koncerty miały już tzw. biznes plan.

Ale wróćmy do historii, jeśli dobrze pamiętam, to gdzieś u zarania całego cyklu był Poznań Jazz Fair z niego wyewoluował Twój autorski projekt z nazwą pewnej telefonii mobilnej w tytule.

Poznań Jazz Fair był dla mnie prologiem Ery Jazzu, ale te dwie imprezy są nieporównywalne. PJF był typowym festiwalem, ale organizowanym przez Eskulap, klub studencki z całym amatorskim bagażem logistycznym. Dbałem o dobór artystów i byłem ‘twarzą” imprezy, zaprosiłem do Poznania wielkie gwiazdy: Shortera, Zawinula, Astrud Gilberto, Meolę, Garbarka czy Tootsa Thielemansa. Ostatnia edycja, wiosną 1998 roku z udziałem Ahmada Jamala i duetu Charlie Haden-Kenny Barron była dla mnie ostatnią. Jesienią wystartowałem z Erą Jazzu, autorskim projektem, jakiego dotąd na polskim rynku nie było, czyli całoroczną, ogólnopolską serią koncertową wieńczoną dorocznym festiwalem. Do takiego pomysłu pozyskałem wiarygodnego i wieloletniego sponsora.

Czas się zmieniają, telefonia przeszła rebranding, a ty pozostałeś przy swoim. Inna sprawa, że nazwa era Jazzu zapadła fanom w głowach.

Początkowo nie było łatwo promować nazwę imprezy, doszukiwano się w niej „drugiego dna”, jakiejś krypto reklamy sponsora. Nie odbierano udziału PTC Era, jako mecenasa kultury. Dee Dee Bridgewater, sfotografowana z logo naszego sponsora, dumnie oświadczyła, że jest wdzięczna takim firmom, bowiem bez finansowego wsparcie nie byłoby jej polskich koncertów. Stały , strategiczny sponsor pozwolił wykreować także markę samej imprezy, a dzisiaj nie dziwi już nikogo, że Era Jazzu to także znakomity „trade mark”. Współpraca z PTC trwała kilkanaście lat i pozwoliła zbudować prestiż imprezy i zapraszać najwybitniejszych artystów i realizować moje pomysły.

Odnoszę wrażenie, że kluczem do sukcesu była umiejętność odnalezienia się w nowych realiach rynkowych. Warto zobaczyć jak kolejne festiwale podupadała, a przed ćwierćwieczem Jazz Jamboree nawet nie było cieniem swojej wielkości. Jak zbudowałeś biznesplan i filozofię cyklu?

Kluczem do sukcesu jest marka Ery Jazzu. Wiedziałem o tym od początku, ale uświadomiłem sobie dopiero po kilku latach, gdy zauważyłem, że publiczność kupuje bilety nie na nazwisko gwiazdy, ale na hasło „era jazzu”. Stworzyłem „modę na erę jazzu” i w dobrym tonie należało bywać na naszych koncertach. Ta moda – mimo wielu zawirowań – trwa od lat. W 1998 roku sytuacja na rynku jazzowym była inna niż dzisiaj; trwała społeczno-gospodarcza transformacja, wszystko było nowe, inne i „światowe”. Także jazz-biznes. Kiepską formę wykazywały kultowe Jazz Jamboree czy Jazz nad Odrą. Era Jazzu wpisywała się w nowy, estradowy format : rodziła się „prowincjonalna”, moda festiwalowa , która obejmować poczęła nie tylko Poznań, ale także ośrodki, które dotąd nie były skażone jazzowymi imprezami, np. Bielsko Biała czy Gorzów Wielkopolski. Epicentrum jazzowych koncertów zaczęło rozlewać się po całej Polsce. W Poznaniu sytuacja była szczególnie korzystna: kilkuletni prolog Poznań Jazz Fair zrobił swoje i publiczność nie musiała już każdej jesieni jechać do Warszawy, by posłuchać gwiazd JJ, w 1998 roku powstał klub Blue Note i Radio Jazz. Wszystkie te inicjatywy utożsamianie były także ze mną, więc jedyną reakcją musiał być także autorski projekt koncertowy. Tak zrodził się ogólnopolski cykl koncertów klubowych i galowych z udziałem najwybitniejszych gwiazd współczesnego jazzu i jego okolic. Program obejmował zarówno koncerty wielkich gwiazd, jak i szeroką prezentację najciekawszych jazzowych zjawisk i trendów. Klubowe koncerty, trasy koncertowe, doroczna edycja festiwalowa, projekty specjalne, galowe recitale w prestiżowych salach, z czasem okolicznościowe wydawnictwa – to główna oferta, która dzisiaj obejmuje blisko trzysta koncertów, kilkanaście festiwali, kilkadziesiąt wydawnictw. Od 2016 roku Era Jazzu realizuje swoje projekty głównie w Poznaniu nadając działaniom jazzowym w moim mieście znamion prestiżowych i niepowtarzalnych wydarzeń artystycznych. Kiedy startowałem z Erą Jazzu wiedziałem, że ma to być impreza inna niż wszystkie, podobne festiwale w Polsce. Przede wszystkim postawiłem na ekskluzywność oraz prestiż wydarzeń.

Podjąłeś ryzykowna decyzję i przez długi czas mocno promowałeś postacie związane z nurtem AACM, co tu ukrywać nie adresowanym do masowego odbiorcy.

Rzeczywiście, dość długo i konsekwentnie prezentowałem tzw. new black music. W 1995 roku pokazałem w Poznaniu Art Ensemble of Chicago, wcześniej Lestera Bowie’go. Starałem się promować w Polsce ideę i twórców AACM. Co ciekawe, choć koncerty Josepha Jarmana, Kahila El’Zabara czy Ernesta Dawkinsa choć cieszyły się sporym zainteresowaniem, to stylistycznie odbiegały od zasadniczego „nurtu ery jazzu”. By nie zgubić „new black tradition”, której wielkim orędownikiem był współpracujący ze mną od początku Ery Jazzu, Wojtek Juszczak, pomysł prezentacji chicagowskiej awangardy kontynuowany był w ramach – niestety nieistniejącego już – festiwalu Made in Chicago. Ale Era Jazzu składa się z wielu innych inicjatyw: z jednej strony wielkie, jazzowe gwiazdy ( od Diany Krall po Herbie’go Hanco*cka i Cassandrę Wilson), z drugiej artyści, którzy – właśnie poprzez koncerty Ery Jazzu – zaistnieli na polskim rynku ( od Omara Sosy po Chinę Moses). Do tego Poznań Jazz Project – czyli specjalnie przygotowywane koncerty i nagrania z udziałem niekwestionowanych gwiazd jazzu oraz młodych, poznańskich muzyków i realizowany konsekwentnie cykl „Czas Komedy”.

Na przeciwległym biegunie leżały takie projekty jak koncerty Diany Krall czy Ala di Meoli, z którymi chyba Era Jazzu na dobre się zaprzyjaźniła.

Znam tysiące muzyków, z wieloma przyjaźnimy się, często – w różnych miejscach na świecie – spotykamy. To jest „bonus” mojej pracy. To jest także rodzaj serdecznego zobowiązania, bo niektórych artystów zapraszam częściej: Dee Dee, Jan Garbarek, Jean-Luc Ponty, Marcus Miller, Al Di, David Murray, z którym się znamy ponad 40 lat. W Berkeley chodziłem z nim na próby Word Saxophone Quartet, gdzie podśpiewywała Cassandra Wilson. Takie sytuacje rodzą przyjaźnie. To miłe, gdy przez lata otrzymujesz kartki świąteczne od Dave’a Brubecka, gdy klucz do letniaka na Majorce przekazuje ci Omar Sosa lub jesteś gościem w domu Stephane’a Grappelli’ego lub Ellisa Marsalisa.

Najdziwniejszy i najtrudniejszy koncert? Wiem, że czasami było niełatwo, ale co się wydarzyło w Las Vegas, zostaje w Las Vegas. Proszę, uchyl rąbka tajemnicy.

Każdy koncert jest trudny, do momentu aż nie wyjdę na estradę i powiem: dobry wieczór państwu. Ale najgorsze są nieprzewidziane sytuacje, gdy trzeba odwołać koncert. W 2005 roku, kilka dni przed koncertem sekstetu Anthony’ego Braxtona w Filharmonii Narodowej, zmarł papież Jan Paweł II i ogłoszono żałobę narodową. 12 kwietnia 2010 roku miał się odbyć – także w FN – koncert legendarnego gitarzysty Jima Halla; 10 kwietnia miała miejsce katastrofa lotnicza w Smoleńsku. Oczywiście są inne sytuacje które powodują ogromny stres i zamieszanie. Pakistański tablista Zakim Hussain, muzyk legendarnej Shakti, formacji Johna McLaughlina musiał pozostać na lotnisku w Zurychu, bo oficerowi terminalu z nazwiskiem egzotycznego muzyka skojarzył się iracki dyktator. Po interwencji konsula RP – przerażony muzyk doleciał na koncert w Warszawie. Muzycy z afrykańskiego Mali, którzy towarzyszyli Dee Dee Bridgewater mieli więcej szczęścia. Gdy trwały wielomiesięczne starania o wizy i poszukiwania aktualnych paszportów Malijczyków, Polska weszło do strefy Schengen i okazało się, że jeden stempel w paszporcie otworzył egzotycznym artystom furtkę na całą Europę. Karkołomne działania prawne, konsularne i logistyczne doprowadziły do koncertu Gato Barbieri’ego w Poznaniu w 1999 roku, gdy artysta zrezygnował z podróży do Polski i zażądał podwójnego honorarium. Ostatnio wokalistka Sarah McKenzie przyleciała do Poznania „gubiąc” swój zespół. Miałem dwie godziny za zorganizowanie i przygotowanie poznańskich muzyków, by zagrali z przerażoną gwiazdą na gali Ery Jazzu.

Dzisiaj chyba mało kto pamięta, że Dionizy Piątkowski to popularny poznański radiowy dj jazzowy, kolekcjoner płyt, choć o dziennikarstwie przypomniałeś spektakularnym „oscarem” Melomanów.

Od lat 70-tych byłem związany z Radiem Merkury, potem założyliśmy poznańskie Radio Jazz, 84 FM, teraz dużo piszę. Na portalu Ery Jazzu jest kilka tysięcy moich recenzji płyt oraz wydawnictw i jest to autentyczna encyklopedia jazzu. Słucham muzyki na okrągło: nowych nagrań, reedycji – wszystkiego, co tylko tchnie jazzem. Moja kolekcja to ponad 50 tysięcy płyt. Uwielbiam nagrania łączące jazz z klasyką, muzyką etniczną. Sporo słucham tzw. world music. Pisząc pracę dyplomową analizowałem folkloryzm w nagraniach naszych jazzmanów Urbaniaka, Stańki, Trzaskowskiego. Często pytany o swoje hobby z smutkiem stwierdzam, że takiego nie mam. Bo wszystko kręci się wokół jazzu: praca, spotkania, koncerty, podróże. Chyba już za daleko poszedłem, by całkowicie móc się zatrzymać. Sukces kolejnych przedsięwzięć wpływa na presję otoczenia i wręcz życzliwe żądanie kontynuowania moich działań. Kocham jazz i jego ludzi. Dzięki koncertom poznaję ich muzykę i ich samych lepiej. Jak tu z tego zrezygnować? To kilkadziesiąt lat mojego życia, to cały mój jazz.

Skoro 25 lat to raptem ¼ z wieku, to jakie masz plany, ot o czym mamy myśleć śpiewając Sto lat!

Dwadzieścia pięć lat to dużo, więc się zastanawiam, czy nie czas na zmiany? Ale… zobaczymy.Jestem bardzo zajętym człowiekiem. Ktoś ładnie powiedział o mnie: jesteś podróżującym domatorem. Nie zwracam uwagi na czas, co nie znaczy, że żyję i pracuję beztrosko. Kiedy potrafisz pogodzić zawód z pasją, a do tego cieszyć się i dzielić sukcesem z najbliższymi, to nie jest ci potrzebny żaden zegarek czy kalendarz. Należę do tych nielicznych, którym pasja zapętliła się z zawodem. Tak – robię to co lubię i lubię to, co robię. Wiem, co mogę, czego nie mogę; wiem, co lubię, a na co szkoda mi już czasu. Z wiekiem wiele spraw się przewartościowuje. Dwadzieścia pięć lat to kilkaset koncertów, ogrom pracy. Era Jazzu nie jest instytucją. To jestem ja, moje rodzina, moje życie !

Rozmawiał Piotr Iwicki/Jazz Forum 09/2023

Piotr Iwicki - Era Jazzu: gramy już 25 lat - Jazz Forum 2023 - Era Jazzu (2024)
Top Articles
Latest Posts
Article information

Author: Foster Heidenreich CPA

Last Updated:

Views: 5925

Rating: 4.6 / 5 (56 voted)

Reviews: 95% of readers found this page helpful

Author information

Name: Foster Heidenreich CPA

Birthday: 1995-01-14

Address: 55021 Usha Garden, North Larisa, DE 19209

Phone: +6812240846623

Job: Corporate Healthcare Strategist

Hobby: Singing, Listening to music, Rafting, LARPing, Gardening, Quilting, Rappelling

Introduction: My name is Foster Heidenreich CPA, I am a delightful, quaint, glorious, quaint, faithful, enchanting, fine person who loves writing and wants to share my knowledge and understanding with you.